Dojrzeć patrząc.

Ikona.

Czy pojęcie obrazu się wyczerpało? Czy po tym jak sztuka zakwestionowała samą siebie podstawowy termin w malarstwie ma jeszcze jakieś autentyczne desygnaty w obecnej rzeczywistości? Odwoływanie się do pojęcia eikon i pewnego rodzaju moda na ikonę ma, w moim odczuciu, głębsze podłoże. Człowiek potrzebuje obrazu. Tylko jakiego?

Ikona w swej treści spaja doświadczenie duchowości i cielesności człowieka. Przetrwał w niej pełen obraz rzeczywistości, który sztuka zachodnia straciła z oczu eksplorując wyabstrahowane fragmenty tej rzeczywistości. Niestety kosztem pewnego skostnienia form. Część języka ikony stała się zupełnie niezrozumiała, pewne środki wyrazu nabrały innych znaczeń. Świadomość człowieka ewoluowała między innymi dzięki doświadczeniom sztuki zachodniej. Wschód jakby nie chciał tego zauważyć, traktując siostrzane malarstwo jako to, które zeszło na złą drogę. Czy słusznie?
Wyabstrahowane i rozwinięte przez sztukę zachodnią fragmenty odnajduję w ikonie jako część przemienionej rzeczywistości, z tą różnicą, że nie występują one w opozycji do siebie. W moim odczuciu, ikona potrzebuje doświadczeń sztuki zachodniej. Zachód natomiast potrzebuje integracji tych doświadczeń. Czy spotkanie w tym punkcie jest możliwe? Podejmowane dotychczas próby nie napawały optymizmem i zwłaszcza dla ikony, zdawać by się mogło, nie były korzystne. Nie ma w tym nic dziwnego, zważywszy na fakt, że podejmowano je na poziomie lokalnym przy ogromnych brakach w świadomości obu stron (np. karpacka ikona warsztatowa i prowincjonalne malarstwo zachodnie). Moim zdaniem nie są to zupełnie nieudane próby, jednak zwykle oceniane są raczej negatywnie, zarówno przez historyków sztuki jak i teologów wschodnich.

W tym kontekście twórczość Nowosielskiego jawi się jako pierwszy świadomie postawiony krok w stronę porozumienia. Czy to utopia? Czy Bóg rzeczywiście pomieszał nam języki? Czy chcemy w to wierzyć?
Czy odwoływanie się dzisiaj do rzeczywistości ikony jest galwanizowaniem trupa i czy sztuka zachodnia rzeczywiście jest szatańska? Myślę, że to grubo przesadzone opinie obrazujące wewnętrzne lęki obu stron.

Dlaczego ikonografowie jako pierwszą malują ikonę przemienienia Chrystusa na Taborze? Tradycja niesie informację o konieczności zobaczenia prawdy, światła w mroku. Jerzy Nowosielski w swych wypowiedziach wielokrotnie podkreśla natomiast aktualność ikony ukrzyżowania, ufając najprawdopodobniej, że zgoda na przejście przez mrok przyniesie radość poranka.
Aby możliwe było świadome spotkanie, konieczne jest doświadczenie Taboru i doświadczenie krzyża. Nie globalne. Indywidualne, wewnętrzne, każdego z nas. Zbaw siebie a wokół zbawią się tysiące. Potrzebujemy i lustra i miłości. I to jest.

Nowosielski.

Nie rozumiem Nowosielskiego. Nie wiem czy to w ogóle jest możliwe. Podejrzewam, że on sam siebie nie rozumiał, pewnie jak my wszyscy. Rozumiem natomiast, że obcowanie ze sztuką pozwala zbliżyć się do siebie i że jest to wycieczka w mrok (jeśli szczera to niekoniecznie przyjemna i jak pokazuje historia w wielu przypadkach kończąca się tragicznie).
Instynktownie pewnie chciałam przeżyć. Intuicyjnie szukałam możliwości przejścia przez tunel – od ciemnego do jasnego, z mroku do światła. Szukałam konwencji. Znalazłam.
Nowosielskiemu w dużej mierze zawdzięczam odnalezienie wolności w tej konwencji, przekonanie, że nie muszę być indywidualnością, nie muszę malować samych świetnych obrazów, nie muszę mieć okrągłych teorii i że nie muszę wstydzić się roboty na wiosce… Cenię go za odwagę wypowiadania własnych intuicji, otwierania drzwi, nawet tych, które prowadzą do absurdu (bolało!), tym samym za możliwość zweryfikowania znaczenia słowa autorytet.

W kontakcie z twórczością Nowosielskiego bez wątpienia się dojrzewa (czasem wątpiąc). Bezsprzecznie.

Greta Leśko, lipiec’2018